Budżet zbyt optymistyczny

Tekst otwarty nr 50/2017

Sejm uchwalił budżet na 2017 r. Wydatki państwa mają być o 59,3 mld zł wyższe niż wpływy do budżetu. Jeśli deficyt osiągnie założony poziom, będzie rekordowo wysoki na przestrzeni ostatnich 25 lat. Dotychczas był on najwyższy w 2010 r., kiedy wyniósł 44 mld zł. Chcieliśmy poznać Państwa zdanie na temat, czy zatwierdzony budżet jest realny, czy trzeba będzie nowelizować ustawę.

Budżet zbyt optymistyczny

W ankiecie udział wzięło blisko 400 osób. Respondenci raczej sceptycznie oceniają przyjęty budżet i bardziej przychylają się do opinii, że prognozy rządu są zbyt optymistyczne, a także za dużo środków jest inwestowanych w sektor publiczny.

Choć rząd liczy, że koszty programów społecznych, w tym 500+, pokryje ze zwiększonych dochodów (te mają rosnąć dzięki wzrostowi gospodarczemu i uszczelnianiu systemu podatkowego), to jednak ankietowani uważają, że są to niewystarczające i zbyt ograniczone źródła (52% głosów). Dodatkowo drugie miejsce w pytaniu o to, czy te źródła wystarczą, z wynikiem 23% zajęła odpowiedź: „Raczej nie”.

Ankietowani uważają, że prognozy rządu są zbyt optymistyczne i nie powinny zakładać wzrostu gospodarczego rzędu 3,6% i inflacji na poziomie 1,3%. Co więcej, są to założenia zbyt ryzykowne. Jeśli bowiem porównamy deficyt do wartości PKB, to w 2017 r. ma on wynieść ok. 3% – jeśli ta granica będzie przekroczona, nasz kraj zostałby objęty przez UE procedurą nadmiernego deficytu. Żeby ten scenariusz się ziścił, wystarczy, że wyhamuje wzrost gospodarczy albo ściągalność podatków okaże się niższa, niż zakładano. Dokładnie tego scenariusza się obawiamy – do takiego zdania przyznaje się 53% ankietowanych. Drugie miejsce, z wynikiem 22%, zajęła odpowiedź sugerująca, że jako państwo powinniśmy budować bufor bezpieczeństwa na trochę trudniejsze czasy, a teraz tego nie robimy.

Krytycznie podchodzimy również do kwestii inwestowania w sektor publiczny. Tutaj także zdecydowana większość głosów popiera twierdzenie, że rząd za dużo środków przeznacza na sektor publiczny, a za mało – na prywatny (57%). Ankietowani zdają sobie sprawę, że te pierwsze są przede wszystkim „przejadane”, podczas gdy te trafiające do sektora prywatnego mogą być inwestowane dalej. Z drugiej strony 16% badanych jest zdania, że rząd powinien mniej łożyć na programy społeczne, bo nie będzie nas stać na ich długoterminowe utrzymanie, niemniej sama decyzja o ich rozwoju jest dobra, ponieważ zapewnią wzrost dzietności i mają w sobie cel długoterminowy – po ok. 20 latach pokolenie urodzone w wyniku zachęt programów społecznych wejdzie na rynek pracy. Tyle samo respondentów (16%) uważa, że rząd dobrze rozdysponował środki na sektor publiczny.

Nierealny do wykonania

Jesteśmy świadomi, że polski dług jest wrażliwy na zmiany kursów walut i wiemy, że słabnąca złotówka oznacza wzrost zadłużenia zagranicznego Polski i przez to staje się większym ryzykiem dla finansów publicznych. Z tym z kolei wiąże się wzrost kosztów obsługi długu. Tego obawiamy się najbardziej (55% głosów), natomiast na drugim miejscu, z wynikiem 15%, znalazła się odpowiedź, że może dojść do zrównania dolara z euro, a wtedy nasza waluta straci wobec dolara jeszcze bardziej i osiągnie najsłabsze poziomy od 15 lat. Innymi słowy ankietowani nie uważają, że pozycja złotego będzie sią w 2017 r. umacniać.

Nie wierzymy też w poprawę na rynku pracy i podwyżki. Na pytanie, czy rząd trafnie prognozuje, że przeciętne wynagrodzenie w tym roku zwiększy się o 5%, a zatrudnienie o 0,2%, najwięcej głosów (35%) zebrała odpowiedź: „Raczej nie”. Na drugim miejscu, z wynikiem 29%, uplasowało się z kolei stwierdzenie: „Nie, na podwyżki nie ma co liczyć”.

Do optymizmu nie napawają ponadto wyniki ankiety związane z sytuacją przedsiębiorczości w Polsce. Do kasy państwa każdy Polak ma wpłacić w formie podatków przeciętnie 7,8 tys. zł, czyli o 9% więcej niż w ubiegłym roku, a w tej sytuacji istnieje zagrożenie, że niektórzy będą chcieli przenosić lub rejestrować swoje działalności w innych krajach. Ankietowani zagłosowali, że większość przedsiębiorców ograniczy się do niezbędnego minimum, żeby opłacać niższe podatki w innym kraju (28%), za to niewiele mniej głosów (25%) zdobyła odpowiedź, że przedsiębiorcy będą nawet emigrować i mieszkać w innych krajach.

Wszystko to sprawia, że budżet i przyjęte prognozy oceniane są jako nierealne. 47% głosów zebrała odpowiedź sugerująca, że trzeba będzie ograniczać inwestycje i obecne działania rządu są mało odpowiedzialne.

Grzegorz Kubera



Budżet bez dobrej zmiany

Budżet państwa na 2017 r. stanowi kontynuację polityki fiskalnej z ostatnich 25 lat – czyli nieustannego zadłużania obywateli z powodu rosnących wydatków socjalnych. To praktyka osłabiająca rozwój kraju.

Rząd nie ma własnych pieniędzy, tylko te, które odbierze obywatelom – jeśli pominiemy mało istotne w skali makro przychody z tytułu dywidend od spółek Skarbu Państwa.

Wydatki państwa są finansowane z pieniędzy obywateli. Im więcej rząd wydaje, tym więcej najpierw musi nam zabrać lub pożyczyć od inwestorów, co na dłuższą metę rodzi takie same skutki.

Proszę wybaczyć tę „oczywistą oczywistość”, ale niestety większość społeczeństwa nadal żyje iluzją, że rząd może im coś „dać”, względnie że mogą coś otrzymać „za darmo”. Nawet wykształceni ludzie wierzą w ekonomiczne mity dotyczące finansów publicznych. Co więcej, spora część zawodowych ekonomistów sądzi, że sektor finansów publicznych może rządzić się innymi prawami niż reszta gospodarki. Na dłuższą metę dotyczą go jednak te same ograniczenia, co wszystkich innych rynkowych graczy.

Polska długiem stoi

Przynajmniej od 1991 r. Polska ani razu nie miała zrównoważonego budżetu państwa. Deficyt był permanentnym stanem przez minione ćwierć wieku, bez względu na to która opcja polityczna była u władzy. W zależności od koniunktury gospodarczej deficyty budżetowe były mniejsze bądź większe, ale zawsze były i niestety, z reguły za duże.

Zarówno w ujęciu względnym (w relacji do PKB), jak i bezwzględnym najgorszy dla polskich finansów publicznych był 2010 r., kiedy w kasie państwa zabrakło 108,77 mld złotych, czyli równowartości 7,5% ówczesnego PKB. To deficyt całego sektora finansów publicznych, do którego, oprócz budżetu państwa (rządu), zalicza się finanse samorządów i funduszy „zabezpieczenia społecznego” – czyli zarządzanych przez ZUS i KRUS systemów emerytalno-rentowych.

Skutkiem permanentnego deficytu jest kumulujący się dług publiczny, którego kwota nieubłaganie zbliża się do biliona złotych. Za obsługę długu trzeba zapłacić. Odsetki są finansowane z podatków. Ekonomicznym efektem utrzymujących się deficytów budżetowych jest zatem transfer dochodu od polskich podatników do zagranicznych inwestorów. Mówimy tu o niebagatelnych kwotach. Pomimo rekordowo niskich stóp procentowych w 2015 r. obsługa długu publicznego pochłonęła 29,2 mld złotych. To kwota trzy razy wyższa od wydatków na uzbrojenie polskiej armii i sześć razy większa od nakładów państwa na naukę.

Rosnące wydatki tworzą dług publiczny

Winy za permanentny deficyt budżetowy nie ponoszą rzekomo niskie wpływy z podatków, lecz nieustannie rosnące wydatki państwa. W 2015 r. „dochody sektora finansów publicznych” wyniosły 687,8 mld złotych, a więc były 10,6 mld zł wyższe niż rok wcześniej. Równocześnie wydatki państwa zwiększyły się o blisko 15 mld złotych, sięgając rekordowych 731,8 mld zł. W ciągu poprzednich 10 lat nominalne dochody państwa zwiększyły się o 80%, czyli o 305 mld zł.

W tym samym czasie wydatki wzrosły o blisko 320 mld zł, czyli o 77,6%. Efektem tylko 10 lat deficytu był wzrost długu publicznego o 410,7 mld zł i to odliczając ok. 150 mld zł zabranych z OFE przez rząd Donalda Tuska.

Na poziomie budżetu państwa wzrost wydatków wydaje się mniejszy (z 208 mld zł w 2005 r. do 331,7 mld zł w 2015 r.), ale to dlatego, że część z nich została usunięta z budżetu centralnego, żeby nie psuć już i tak złych statystyk deficytu.

Stare grzechy nowej władzy

Patrząc w historycznym kontekście, budżet na 2017 r. jest kontynuacją szkodliwej polityki poprzedników. To miks optymistycznych założeń umożliwiających – przynajmniej na papierze – sfinansowanie kolejnych wydatków państwa, w tym przede wszystkim transferów socjalnych. „Socjal” oraz pensje pracowników sfery budżetowej stanowią ok. 70% wydatków państwa.

Zatwierdzony deficyt finansów publicznych ma się zmieścić w unijnym limicie 3% PKB, przy czym sam deficyt budżetowy zaplanowano na blisko 60 mld złotych, czyli 2,9% PKB. Aby rząd „zmieścił się” w unijnym limicie, trzeba spełnić dwa podstawowe warunki:

  • Salda pozostałych części sektora finansów publicznych muszą być nieujemne – tj. ani FUS, ani samorządy nie mogą się zadłużyć. Wątpię, żeby udało się powstrzymać samorządowców przed zapożyczaniem się na projekty współfinansowane z nowej transzy funduszy unijnych. Tym bardziej, że jesienią 2018 r. odbędą się wybory, które trudno jest wygrać bez pochwalenia się inwestycjami.
  • Zmaterializują się przyjęte przez rząd prognozy makroekonomiczne. Jak zwykle Ministerstwo Finansów założyło „różowe okulary”, przyjmując założenia bardziej optymistyczne od prognoz rynkowych.

Po pierwsze, ryzykownym założeniem jest zaplanowanie na 2017 r. wzrostu PKB o 3,6%. W pierwszym półroczu 2016 r. dynamika PKB spowolniła do ok. 3%. Rządowi w sukurs może przyjść struktura wzrostu PKB. Jeśli będzie ona oparta o szybki wzrost konsumpcji napędzanej przez rosnące wynagrodzenia (prognoza: +5%), to ponieważ oba te aspekty są w Polsce bardzo wysoko opodatkowane, rząd może osiągnąć swoje cele nawet przy niższej od założonej dynamice PKB.

Po drugie, resort finansów zaplanował w budżecie ponadprzeciętny przyrost dochodów podatkowych. Przy prognozowanym nominalnym wzroście PKB o blisko 5% wpływy z podatków mają wzrosnąć aż o 8,9% względem prognozowanego wykonania budżetu w 2016 r. To bardzo duży przyrost, niemal dwukrotnie większy od przyjętego nominalnego wzrostu PKB!

Wpływy z VAT-u mają się zwiększyć aż o 10,9% rdr. i sięgnąć 143 mld zł. Minister Szałamacha zapewne zakłada pozytywny efekt działań mających na celu ukrócenie wyłudzeń VAT-owskich (tzw. karuzele), ale może się przeliczyć. Przestępcy są na ogół sprytniejsi i lepiej zmotywowani niż urzędnicy, a i sam podatek VAT jest wręcz stworzony dla wszelkiego typu oszustów. Niemal równie optymistycznie brzmią założenia zwiększenia wpływów z CIT o 9,6% rdr. Szumnie zapowiadany nowy podatek od handlu ma przynieść niespełna pół miliarda złotych, a podatek od instytucji finansowych (czyli od kredytów i ubezpieczeń) zasili kasę państwa niespełna 4 mld złotych.

Planowane zwiększenie wpływów podatkowych może nie wystarczyć na sfinansowanie programu „Rodzina 500+”, który w 2017 r. będzie kosztować podatników ponad 22 mld zł. To o pięć miliardów więcej niż w ubiegłym roku, kiedy program działał od kwietnia. Gdyby nie nowy zasiłek, tegoroczny deficyt budżetowy mógłby być niższy o ok. 40%.

W 2017 r. zabraknie także jednorazowych dochodów, które pozwoliły rządowi sfinansować 500+ w 2016 r. Chodzi o 9,2 mld zł z zeszłorocznej aukcji LTE oraz 7,9 mld zł przekazanych do budżetu przez Narodowy Bank Polski. W 2017 r. tych pieniędzy nie będzie – założony w budżecie zysk NBP to niespełna 0,7 mld zł.

Budżet trzeszczący w szwach

Uchwalony budżet jest bardzo napięty. Przyjęte założenia są dość optymistyczne, ale szanse na ich realizację wciąż są realne, choć raczej mało prawdopodobne. Główny punkt mojej krytyki to nie tyle przyjęte założenia, co sam sposób tworzenia planu finansowego państwa.

Po pierwsze, nie jest dobrze, kiedy minister finansów zakłada, że wszystko potoczy się po jego myśli. Nie chodzi o to, żeby co roku przewidywać zapaść światowego systemu finansowego i globalną recesję (co zresztą prędzej czy później jest dość prawdopodobne). Ale dobry budżet zapewnia pewne „luzy” i znaczący margines bezpieczeństwa w przypadku pogorszenia się koniunktury gospodarczej. Projekt na 2017 r. tego warunku nie spełnia.

Po drugie, jest to kolejny z rzędu budżet rozdawnictwa pieniędzy podatników. Wydatki cały czas rosną, co w konsekwencji pociąga za sobą wzrost podatków – przynajmniej w ujęciu nominalnym.

Po trzecie, skoro rząd zwiększa deficyt przy względnie dobrej koniunkturze gospodarczej, to aż strach pomyśleć, co zrobi, kiedy gospodarka wpadnie w recesję. W bezpiecznym wariancie MF powinno założyć zerowy wzrost wpływów podatkowych i dostosować do nich poziom wydatków. Tyle że w sektorze finansów publicznych panuje prymat polityki nad gospodarką, co uniemożliwia rozsądne planowanie wydatków.

Budżet na dobrą pogodę

Jak ten budżet przetrwa zderzenie z rzeczywistością? W tej chwili trudno to przewidzieć. Jeśli w Polsce i na świecie nie wydarzy się nic nadzwyczajnie złego, to finanse państwa jakoś wytrzymają kolejny rok deficytu. Ale wszystko ma swoje granice i dotyczy to także limitów długu publicznego ponownie posuwającego się w kierunku konstytucyjnego ograniczenia w postaci 60% PKB.

Wystarczy jedno nieprzewidziane zdarzenie i budżet posypie się jak domek z kart. To lekcja z kadencji ministra Rostowskiego, której obecna władza nie odrobiła, powielając błędy poprzedników i dodając własne.

Krzysztof Kolany,
główny analityk Bankier.pl

Możesz zobaczyć ten artykuł, jak i wiele innych w naszym portalu Controlling 24. Wystarczy, że klikniesz tutaj.

Zobacz również

Lean Accounting. Instrument kontroli zarządczej

Lean Accounting. Instrument kontroli zarządczej

W dzisiejszych czasach coraz więcej przedsiębiorstw stara się wprowadzać innowacyjne metody kontroli zarządzania, które umożliwiają osiągnięcie zwiększonej efektywności1. Jednym z takich podejść jest Lean Accounting, które skupia się na eliminowaniu marnotrawstwa, minimalizacji kosztów oraz zwiększaniu wartości dla klienta.

Czytaj więcej

Jak definiować i priorytetyzować projekty?

Jak definiować i priorytetyzować projekty?

Dzisiejszy świat biznesu prowadzi do paradoksu – to trudność pogodzenia nadmiaru informacji z koniecznością szybkiego podejmowania najlepszych decyzji. Przetrwanie przedsiębiorstwa zależy od umiejętności jego liderów do elastycznego reagowania na wyzwania rynku. W środowisku gwałtownych, turbulentnych zmian oraz konkurencji, lider, który potrafi czerpać informacje z wielu źródeł odniesie największy sukces.

Czytaj więcej

Polecamy

Przejdź do

Partnerzy

Reklama

Polityka cookies

Dalsze aktywne korzystanie z Serwisu (przeglądanie treści, zamknięcie komunikatu, kliknięcie w odnośniki na stronie) bez zmian ustawień prywatności, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez EXPLANATOR oraz partnerów w celu realizacji usług, zgodnie z Polityką prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Usługa Cel użycia Włączone
Pliki cookies niezbędne do funkcjonowania strony Nie możesz wyłączyć tych plików cookies, ponieważ są one niezbędne by strona działała prawidłowo. W ramach tych plików cookies zapisywane są również zdefiniowane przez Ciebie ustawienia cookies. TAK
Pliki cookies analityczne Pliki cookies umożliwiające zbieranie informacji o sposobie korzystania przez użytkownika ze strony internetowej w celu optymalizacji jej funkcjonowania, oraz dostosowania do oczekiwań użytkownika. Informacje zebrane przez te pliki nie identyfikują żadnego konkretnego użytkownika.
Pliki cookies marketingowe Pliki cookies umożliwiające wyświetlanie użytkownikowi treści marketingowych dostosowanych do jego preferencji, oraz kierowanie do niego powiadomień o ofertach marketingowych odpowiadających jego zainteresowaniom, obejmujących informacje dotyczące produktów i usług administratora strony i podmiotów trzecich. Jeśli zdecydujesz się usunąć lub wyłączyć te pliki cookie, reklamy nadal będą wyświetlane, ale mogą one nie być odpowiednie dla Ciebie.